wtorek, 14 sierpnia 2012

Nasza Banda

Trzeba tu przedstawić naszą siatkę. Do której jako małolata ( czyt, pięć lat) byłam dopuszczona tylko dlatego, że moja starsza siostra (dziewięć lat) była hersztem szajki.
Była to zbieranina bloku nr. 76 i 78. Tych z numeru 80 już nie przyjęliśmy, a to głównie dzięki braciom Rutkowskim, których było sztuk 5 i każdy uważany był za naszego wroga.
Trzeba tu przedstawić naszą bandę
-Dorota i Kasia:
Siostry o trudnych charakterach, każda lubi rządzić. Na razie z racji wieku przegrywa ta młodsza
-Magda i Małgosia
Magda rok młodsza , a Małgosia rok starsza ode mnie.
Siostry także toczące ze sobą walki, zazdrość tudzież wyrywanie włosów i takie tam przepychanki kochających się sióstr, normalka.
-Aneta i Artur
Rodzeństwo, nasi wynalazcy, pomysłodawcy różnych zabaw, przez co już od najmłodszych lat powinni posiadać rentę inwalidzką,  dzięki im licznym uszczerbkom na zdrowiu.
-Marzena
Moja przyjaciółka, przyjęta rezerwowo po znajomości. ( Bo niby Mamy się znają).
Ogólnie fajna osóbka, której znakiem szczególnym było podrygiwanie i obgryzanie paznokci
-Marcin (pseudonim Hitler)
A to dzięki jego grzywce uczesanej na wiadomą stronę i uderzającemu podobieństwu.
Marcin wyróżniał się jeszcze jedną rzeczą, a mianowicie saperką, której szczerze mu zazdrościliśmy. A z którą potrafił wykopać takie doły, że byłam szczerze przekonana i dałabym sobie rękę uciąć, że na pewno dokopie się do Chin.
-Beata
Wice- szef naszej szajki, prawa ręka mojej siostry
Mieszkająca w jednym mieszkaniu z Mamą siostrą, babcią, dziadkiem i niezliczoną ilością cioci i wójków, którzy nie wiadomo jak się mieścili w tym 50 metrowym mieszkaniu.
To są główne  człony naszej ferajny, oczywiście były też inne dzieci, które będą się w moich postach przewijać.
W końcu czego jak czego, ale w PRL dzieci było pod dostatkiem


Czytaj dalej

Stan Wojenny

Tytuł brzmi groźnie i niestety  dla wielu ludzi taki był. Lecz dla mnie ówczesnej czterolatki, jest to najwcześniejsze wspomnienie jakie mi przychodzi do głowy.
Wstałam rano i jak zwykle Mama krzątała sie po kuchni. Niedziela czyli na śniadanie zupa mleczna fuj, lub jajecznica też przeze mnie nie uwielbiana. Jak zwykle usiadłyśmy z siostrą przed czarno- białym telewizorem



Telewizor miał pięć przycisków, które nie wiadomo do czego były potrzebne. Bo programy były tylko dwa,
1 i 2. Telewizor czasami chodził, a czasami nie. Wtedy trzeba go było walnąć od góry i znowu działało.

W każdym bądź razie niezrażone tym zbytkiem przycisków i niepomne na to, że telewizor  może się w każdej chwili rozwalić. Domagałyśmy się od rodziców uruchomienia tego cudu techniki.
W końcu była Niedziela i poza wyjściem do kościoła interesował nas tylko Teleranek
W telewizorze rzadko było coś ciekawego, ale to co ukazało się naszym oczom , przechodziło wszystkie nasze wyobrażenia. Na ekranie był tylko tzw. śnieg. My oczywiście w ryk, że coś się rozwaliło. Rodzice spojrzeli na siebie i tata powiedział, że przejdzie się po sąsiadach i zobaczy jak to wygląda u nich. Po jakimś czasie wrócił do mieszkania, w którym działy się dantejskie sceny , za sprawą moją i mojej siostry. Nie utulone w żalu zawodziłyśmy bardziej niż flet fakira. Bo przecież tam na pewno leci teleranek i kogut już biegnie po płocie, a nam to wszystko umyka.
Po jakimś czasie stało się wszystko jasne dla rodziców, a dla nas mniej. Ja zrozumiałam słowo wojna i pamiętam moje przerażenie.
No jak to wojna?, bomby i takie tam strzelanie z filmów. I gdzie ma być ta wojna? u nas?. Jako dziecko naiwnie wierzyłam, że w naszym bloku nic nam nie grozi. No i przecież są rodzice, którzy nas obronią.
Takie są moje najwcześniejsze wspomnienia. Może nie wesołe, ale takie prawdziwe


Czytaj dalej

Wstęp: dlaczego tak, a nie inaczej

Od kilku lat, chodzi za mną myśl. By opisać dzieciństwo kilku dzieciaków urodzonych pod koniec władania PRL. Ktoś może powiedzieć,
-a co w tym ciekawego?
 Ano - mnóstwo ,jak to mawiała moja ciocia i postaram się to udowodnić..

Mój syn niedawno zapytał , a co to jest takie coś z wypisanymi cyframi na ziemi. Chodziło oczywiście o popularną grę w klasy.

Czy, któreś dziecko w czasach PRL , nie znało tej gry?. My ją nazywaliśmy gra w "chłopka"
 - Nie powiedziałam sobie ja tego tak nie zostawię. Zbyt dużo fajnych wspomnień jest do opisania. Będę pisać choćby dla moich dzieci, które nie wiem czy żyją w lepszych czasach, niż nam przyszło spędzić dzieciństwo. 

Czytaj dalej